Po 152 latach znów w Polsce
Łukasz Kazek, twórca popularnego kanału historycznego, przyjechał do Wschowy 16 czerwca. W sali widowiskowej CKiR spotkał się z młodzieżą biorącą udział w projekcie "Młodzież na tropach historii", a następnie wraz z operatorem Danielem Stanisławskim nagrywał materiały do filmu.
Zobacz: Łukasz Kazek z History Story we Wschowie. „Oceniajcie ludzi przez charakter, nie narodowość" [WIDEO]
– Będę mówił oczyma tych, którzy byli tu w czasie wojny i zaraz świeżo po wojnie – zapowiada Kazek w dokumencie. – Bo przecież po 152 latach to miasto nie było takie samo w momencie, kiedy po drugim rozbiorze trafiło w ręce Fryderyka Wielkiego.
Autor przypomina polską przeszłość miasta – ślub Kazimierza Wielkiego z Jadwigą Żagańską w 1365 roku, relikwie świętego Stanisława, wizyty Jagiellonów i Sasów. Po drugim rozbiorze w 1793 roku Wschowa trafiła pod panowanie pruskie. Traktat wersalski pozostawił ją w granicach Niemiec.
Chaos stycznia 1945
Film szczegółowo rekonstruuje ostatnie dni niemieckiego Fraustadt. Erwin Münzberg, mieszkaniec miasta powracający z frontu wschodniego, zastał pustą Wschowę. Rodzina uciekła, znajomi zniknęli. W ratuszu urzędował jedynie patrol Volkssturmu pilnujący porządku.
Jan Łabędzki, polski robotnik przymusowy, dokumentował wydarzenia w swoich notatkach. 22 stycznia 1945 roku zapisał przybycie uciekinierów siejących panikę. Następnego dnia władze zarządziły całkowitą ewakuację.
– 25 stycznia Niemcy całkowicie opuszczają Wschowę – cytuje Kazek zapiski Ludwika Rygusika. – Jest okres całkowitego bezkrólewia.
Niemieccy żołnierze wysadzili mosty, płonęła cukrownia i kamienice w rynku. 1 lutego o 6 rano Łabędzki usłyszał terkot karabinów maszynowych. Godzinę później witał już Rosjan.
Obraz zniszczonego miasta
Najbardziej przejmujące świadectwo pozostawiła siostra Iwona Król ze zgromadzenia elżbietanek, przebywająca we Wschowie od 1939 roku.
– Serce krwawi na widok, iż okiennice strzelane są wiatrem z mieszkań, wiatr wywiewa dokumenty – brzmi jej relacja. – To wszystko tworzy taki makabryczny widok, spektakl – porzucona broń, pakunki, wozy, jakiś sprzęt.
Najgorsze były trupy starców i dzieci przy drogach. Rodziny wyrzucały zmarłych z wozów podczas ucieczki. Nikt ich nie grzebał.
Tadeusz Galon organizuje polską administrację
W mieście pozostało zaledwie 200 osób – głównie niemieckie kobiety, dzieci i starcy. Około 25 procent miało polskie korzenie. Sowiecki komendant Wasiliew zwrócił się do Tadeusza Galona, robotnika przymusowego: – Słuchaj, może zorganizowałbyś tutaj jakąś polską milicję, straż pożarną.
Miasto było zniszczone – nie działały wodociągi, gazownia, poczta. Spalony dworzec kolejowy. Trzeba było uprzątnąć gruzy, pochować zmarłych, zapobiec epidemii.
– Rosjanie pozwalają na młócenie zboża, dają nam pozwolenie na to, abyśmy mieli motocykl i dają pozwolenie na rower – wspominał Galon.
Trudne relacje z Armią Czerwoną
Film nie ukrywa problemów z sowieckimi żołnierzami. Zajmowali najlepsze mieszkania, wyrzucając Polaków. – My jesteśmy zwycięzcami, to jest nasze trofiejne, nie wasze – mówili według relacji świadków.
Młode kobiety musiały się ukrywać. Za bimber żołnierz sowiecki był gotów zrobić wszystko. Stosunek ludności do czerwonoarmistów był fatalny – przyznawały w tajnych raportach nawet ówczesne władze.
Siostra Iwona opisała grabież kościoła farnego. Rosjanie wyrwali tabernakulum, ale nie zdołali otworzyć drzwiczek. Z figur odrąbali pozłacane skrzydła, sądząc że to prawdziwe złoto. W zakrystii wyrąbali dziurę obok pancernej szafy, by dostać się do kielichów.
Pierwsi repatrianci
Wiosną 1945 roku zaczęli przybywać osadnicy z Kresów. Podróż w wagonach bydlęcych trwała dwa-trzy tygodnie. Spali na sianie razem ze zwierzętami, które dawały mleko.
Polscy urzędnicy z Państwowego Urzędu Repatriacyjnego witali przybyszów z radością, czasem ze łzami. Sami jednak po zmroku nie opuszczali zabezpieczonych pomieszczeń.
Społeczność podzielona
Raporty Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego ujawniają klasowy podział. Wielkopolanie, którzy przetrwali lub wrócili, uważali się za elitę. Repatriantów zza Buga nazywali "chamami".
Przybysze z Kresów czuli się obco w nowym miejscu. Przyjechali z Litwy, Białorusi, Ukrainy. Wiele lat minęło, zanim różne grupy stworzyły jedną społeczność.
W 1946 roku rozpoczęto wysiedlanie Niemców. Polscy świadkowie podkreślają, że odbywało się bez przemocy. Niemcy mogli zabrać tyle, ile unieśli. Do 1948 roku z 5700 mieszkańców Wschowy tylko 11 było Niemcami.
Młodzież na tropach historii
Film powstał w ramach projektu angażującego uczniów ze Szkoły Podstawowej w Jędrzychowicach oraz I Zespołu Szkół we Wschowie. Przez kilka tygodni młodzi badacze wertowali archiwa, zbierali fotografie, przeprowadzali wywiady.
16 czerwca w sali CKiR zaprezentowali wyniki swoich prac. W spotkaniu uczestniczyli dyrektorzy szkół, nauczyciele, przedstawiciele samorządu. Projekt objęli patronatem Starosta Waldemar Starosta oraz włodarze gmin powiatu – Jolanta Wielgus, Konrad Antkowiak i Cezary Sadrakuła.
Foto: Łukasz Kazek (Facebook)